Opowieści bpa Ignacego Jeża
Wybór kard. Karola Wojtyły na papieża
16 października 1978 roku byłem w Rzymie na Placu św. Piotra. Jak to się stało?
Zostałem wydelegowany przez Konferencję Episkopatu Polski na zebranie Rady Konferencji Episko- patów Europy (CCEE), jakie miało w tym czasie odbyć się w Rzymie. Razem z Księdzem Infułatem Jarnickim postanowiliśmy spędzić urlop, jadąc autem przez ówczesną Jugosławię, Grecję, promem do Włoch i do Rzymu. Gdy byliśmy u Ojców Paulinów na teranie Chorwacji, wczas rano 30 września po Mszy św. i śniadaniu, w momencie wsiadania do auta, mówi do mnie gospodarz domu:
- Proszę Księdza Biskupa, konserwator, zresztą prawosławny, który u nas pracuje, mówi, że umarł papież.
- Ależ, Ojcze! To było miesiąc temu! - odpowiedziałem.
- Ale on mówi, że ten nowy!
- To niemożliwe! Chyba coś pomieszał.
I pojechaliśmy w dalszą drogę, ale koło południa mówię do Ks. Jarnickiego:
- Zróbmy przerwę. Posłuchajmy polskiego radia. Diabeł nie śpi.
I oto - o godzinie 12.00 - pierwsza wiadomość na długich falach: "Dziś w nocy zmarł Jan Paweł I". W nas jakby grom z jasnego nieba uderzył. To nie mamy po co do Rzymu jechać, bo wszystkie zaplanowane zebrania będą odwołane. Ale po pewnym czasie mówię:
- Jarnicki, raz w życiu być w czasie konklawe w Rzymie! Przeżyć klimat i nastrój Wiecznego Miasta w tym czasie. Patrzeć na dymki z Kaplicy Sykstyńskiej - toć to jedyna okazja! Urlop mamy. Wszystko w domu załatwione. Jedziemy dalej.
Realizujemy nasz plan. I tak się stało. Cudowna podróż wzdłuż Morza Śródziemnego, spotkanie z Ks. Kardynałem Kuharičem (na śniadanie poczęstował nas śliwowicą!) - z Ks. Biskupem Franio-Franičem - Spilt, Monsur, Dubrownik, Sarajewo, a potem Grecja: wspaniała, znana z podręczników w najdrobniejszych szczegółach, bo grekę mieliśmy w gimnazjum. Gdy znaleźliśmy się w pobliżu Myken, mówię do mego towarzysza podróży:
- Człowieku! Brama Lwów! Muszę ją zobaczyć! Skręcamy!
On mruczy:
- Kamienie jak każde inne. Po co tyle szumu!
Ja wysiadłem i podziwiałem, bo to był obraz z okładki naszego podręcznika do nauki języka greckiego. A on nawet z auta nie wyszedł, bo było bardzo gorąco... Ale on greki w gimnazjum nie miał...
W drodze klasztory franciszkańskie podejmowały nas bardzo gościnnie, a w samych Atenach gościł nas, i to przez kilka dni, Biskup Anarghyros Printesis, egzarcha grekokatolicki, którego poznałem w Rzymie kilka lat wcześniej. Nowoczesny język grecki to nie ten, którego uczyliśmy się w gimnazjum i dlatego - gdy uczestniczyliśmy w sprawowanej przez nich Mszy św. - najlepiej rozumieliśmy zawołanie: "Kyrie elejson".
Po kilku dniach dotarliśmy do portu, a wiedząc, że konklawe rozpocznie się w sobotę 14 października, przeprawiliśmy się promem pod piękną nazwą "Ignazia" na ziemię włoską i skierowaliśmy się w stronę Rzymu. Na miejscu zjawiliśmy się w sobotę o godzinie 17.00 w Kolegium Polskim na Piazza Remuria 2 a, gdzie nam powiedziano, że przed dwoma godzinami odjechał na konklawe Ks. Kardynał Wojtyła - tak, że go już nie zobaczyliśmy. W niedzielę 15 października poszliśmy dwa razy na Plac św. Piotra, by poobserwować unoszący się dym nad Kaplicą Sykstyńską czarny dym. W poniedziałek w południe to nawet nieco spóźniliśmy się na plac, z którego ludzie już odchodzili do domów. Wieczorem stanęliśmy przy kolumnadzie Berniniego po lewej stronie, blisko Via della Conciliazione, by dobrze widzieć dym wydobywający się z komina. Nagle ktoś krzyknął, a za nim już cała masa głosów zaczęła krzyczeć: "Bianca! Bianca!". I rzeczywiście nad Kaplicą Sykstyńską było już teraz widać wyraźnie biały dym wychodzący z komina. Nie było żadnej wątpliwości: papież został wybrany! Plac św. Piotra zaczął się natychmiast zapełniać mieszkańcami Rzymu i turystami, którzy ze wszystkich stron napływali zwabieni wiadomościami z radia i telewizji. Po dość długim czasie oczekiwania zjawiła się procesja księży biskupów i kardynałów i rozległ się głos Kard. Feliciego ogłaszającego: "Anuntio vobis gaudium magnum: Habemus Papam!", co potwierdzone zostało niemilknącymi oklaskami zebranego tłumu wiernych. Gdy wreszcie doszedł do głosu i rzekł: "Carolum...", dla wszystkich stało się - "Confalonieri" - tylko on miał na imię Karol, ale był już stary i w ogóle w konklawe nie uczestniczył - stąd ogólne zdumienie. Kardynał Felici ciągnął powoli dalej: "Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła" - usłyszeliśmy bardzo wyraźnie poprawnie wypowiedziane "ł" i nogi się po nami ugięły. Niemożliwe! Nie do wiary! Włoszka stojąca obok nas krzyknęła: "Ale to chyba Murzyn?!" i otwarła "L`Osservatore Romano" z fotografiami i nazwiskami wszystkich kardynałów, i znowu krzyknęła: "Polacco! Polacco!" Gdy za chwilę zjawił się nowy papież i po włosku pozdrowił: "Sia laudo Jesu Christo", znowu zawołała, tym razem bardzo radośnie: "Parla italiano!".
Takich i innych reakcji można by podać cały szereg. Po otrzymaniu pierwszego błogosławieństwa ludzie zaczęli się rozchodzić, a my z siostrami z Kolegium powoli wracaliśmy do domu, szczęśliwi i pełni radości z racji tak niezwykłego wydarzenia.